środa, 1 czerwca 2011

Romantyczny wieczór z komedią [spoilery!]

Przedwczoraj zagnało nas do wypożyczalni filmów. Niby często coś oglądamy ale jakoś ostatnio nie było okazji więc z rozpędu weszliśmy poszukać czegoś na wieczór. Pomijając fakt że nie było nic interesującego z nowych rzeczy, wzięliśmy trzy komedie romantyczne. Tak, lubię komedie romantyczne i nadal jestem facetem. Ponieważ nie mieliśmy zupełnie pojęcia co wybrać, wybraliśmy nieco na chybił-trafił. Może ja już się starzeję, albo co, ale jak na razie dwa obejrzane filmy propagują dosyć dziwne wzorce zachowań.. Uwaga, będą spoilery.
Pierwszy film z Meg Ryan, wydawało by się- personifikacją komedii romantycznych, Słodka Zemsta to "typowy" obraz małżeństwa po 40-tce: kobieta sukcesu, problemy z zajściem w ciążę i mąż planujący odejść z młodszą kochanką i walka żony o uratowanie małżeństwa. Tylko że, no właśnie. Meg, aby powstrzymać męża, ogłusza go i więzi w przyklejonego taśmą klejąca do sedesu, katuje go wspólnymi wspomnieniami, a gdy to nie daje efektu, organizuje napad rabunkowy na własne mieszkanie. Zatrudnione przez nią zbiry, katują męża, demolują mieszkanie i kradną wszystko co nie przykręcone, w między czasie symulują ogłuszenie Meg Ryan i molestowanie "nieprzytomnej". W tych pięknych okolicznościach przyrody,nieświadomy intrygi mąż zgadza się zostawić kochankę, wrócić do żony, nawet zgadza się na odrzucaną wcześniej adopcję. I wszystko niby kończy się szczęściem, rodziną- romantyczne rozwiązanie. Ale jakby się przyjrzeć bliżej, daje to obraz kolejnej obłąkanej kobiety, która jest zdolna do wszystkiego aby złapać/zatrzymać ( niepotrzebne skreślić) faceta. Strach się bać, ale nic to, traktuje to bardziej jako przestrogę dla męskiej widowni, niż( mam nadzieję) film instruktażowy dla zagrożonych samic. No i komedii w tym również tyle co romantyzmu.
Mając nadzieję, że drugi film spełni jednak nasze oczekiwania jakie w nim pokładaliśmy wypożyczając, uruchomiliśmy wczoraj Przypadkowego męża z Umą Thurman i Colinem Firthl....Filts...no tym od Bridget Jones i zostawania królem. Historia może nie była przełomową, ale dała impuls do pewnych przemyśleń. Uma jest radiową "lekarką serc",gwoli wyjaśnienia, to taki arogancki Chris o Poranku. Jeśli ktoś jeszcze pamięta. Tylko arogancki wyjątkowo typ człowieka, może rościć sobie prawo do wypowiadania się na temat cudzego życia, w gruncie rzeczy obcej mu osoby, radzenia mu na podstawie niewielu informacji i decydowania co powinien zrobić. Tylko wyjątkowo arogancka psychologiczna kreatura może z pełną świadomością i zadowoleniem kształtować życie innych w ogóle ich nie znając. I tylko wyjątkowo głupia osoba może się do kogoś takiego zwrócić,żeby zdjąć z siebie ciężar podejmowania decyzji i brania odpowiedzialności za własne poczynania. To jednak niewątpliwie temat na inne rozważania. W każdym razie Uma swoimi cennymi radami rozbija związek pewnego strażaka Patricka Sullivana i zagubionej Sofii. Patrick postanawia zemścić się na pani "doktor" i za pomocą domorosłego hackera żeni się z Uma jednym kliknięciem myszy na plikach Urzędu Stanu Cywilnego. Tak się jednak składa że Uma właśnie ma zamiar wyjść za mąż za ułożonego, spokojnego i kochającego Colina. Jak się zapewne wszyscy domyślają, Uma zakochuje się ze wzajemnością w Strażaku, zostawia Colina i wszystko kończy się happy endem. Czy jednak na pewno? Czy tak to powinno wyglądać? Pomijam oczywistość zaistnienia iskry i potrzeby jej istnienia w związku, nigdy nie podważę tego. Jednak dlaczego w takich filmach kobieta zostawia porządnego gościa dla zupełnie nieułożonego? Dlaczego ten zostawiany, spokojny, kochający i dbający o wspólną przyszłość narzeczony/maż/chłopak przedstawiany jest jako nudziarz? Dlaczego kobietę zagarnia ten co zawsze nakombinuje, oszuka, okłamie? Dlaczego to właśnie jest "szczęśliwe zakończenie"? Tak, jestem niepoprawnym romantykiem i zgadzam się, że nie zawsze musimy robić rzeczy właściwe, zawsze jednak byłem tym zostawianym spokojnym gościem i może dlatego tak mnie to irytuje. Chociaż nie czuję w tym już nic osobistego, odkąd skończyłem mutację, pozbyłem się trądziku młodzieńczego i zarost zdecydował się zagarnąć całe boisko a nie skupiać się na przyczółkach. Nie zaprzeczę temu, iż każdy ma prawo do szczęścia i czasem okazuje się że ten/ta to nie jest Tym/ Tą i trzeba zmienić browar na właściwy, ale gloryfikowanie takiego bezczelnego wbicia się w czyjeś życie, jest dla mnie dość dziwną i niepokojąca tendencją. Skoro jednak dla amerykanów to takie normalne, nie dziwi "43% odsetek rozwodów". Znów ani śmiesznie ani romantycznie. Plus osobista antypatia do Umy Thurman.
Bez większego więc entuzjazmu niedługo zabierzemy się pewnie do trzeciego filmu. Dzisiaj jednak wieczór spędzimy na pierwszych atrakcjach festiwalu Ligatura, czyli wernisażu konkursowym Silence w Cafe Muza, do której to wystawy dorzuciłem swoje skromne trzy grosze, a dokładnie 5 stron niemego komiksu. Razem z Maciejem Jasińskim. Cała impreza zaczyna się o 20.30, a potem ciekawy film o historii komiksu "COMIC BOOK CONFIDENTIAL" również w tej okolicy. Może więc do zobaczenia:)

4 komentarze:

  1. Zawsze w "komediach romantycznych" spod znaku ameryki fascynowal mnie stoicki spokoj zostawianej drugiej polowki. "Ach mielismy sie ozenic ale po miesiacu znajomosci wiem ze inny to ten jedyny - ok, spoks czy to znaczy ze lody z zamrazalki sa tylko moje?"

    OdpowiedzUsuń
  2. "Dla mnie liczy się tylko to żebyś była szczęśliwa" indeed, to też miałem wspomnieć. Chyba największa nawet oferma zareaguje w jakiś sensowny sposób... chyba, że źle oceniam ofermy?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko arogancki wyjątkowo typ człowieka zakłada, że ludzie układają sobie życie na podstawie komedii romantycznych i jeszcze przypiuje tę cechę całemu narodowi. zupełnie jakby scenariuszy nie pisali mieszkańcy Holywood, kompletnie oderwani od rzeczywistości, ale znani z rozwodzenia się i pobierania przy każdej zmianie pór roku.

    (verification word: "ledis" nomen omen)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Robercie ranisz mnie. Ja tu serce na dłoni a Ty mi tu tak personalnie? Przecież ja o filmach tylko i wyłącznie piszę... Amerykańskich filmach w tym przypadku. Odsetek jest wzięty z filmu i tylko w jego kontekście piszę. Skąd pomysł, że zakładam, iż ktoś sobie układa życie na podstawie komedii romantycznych,hm? Zdaję sobie sprawę, że Holyłódź to odmienny stan świadomości, ale jest wszędzie i chcąc-nie chcąc w jakiś tam sposób kształtuje świadomość i przestrzeń kulturową.

    OdpowiedzUsuń